Gwiazdy w oceanie #6

14:20



        Od tamtej pory Alex się nie odezwał. Prawdopodobnie wrócił za ocean, żeby ukończyć studia. Może znów związał się z Marlene. Może właśnie sprzedaje swój obraz za kilka tysięcy. Może mnie jeszcze pamięta.
         W każdym razie wyjechał.
        Ale ja ciągle wierzyłam, że wróci. Bo kiedy odchodził, widziałam w jego oczach wahanie. A ja całą swoją siłą umysłu chciałam mu przekazać, żeby poczekał. Tylko trochę.
     Za każdym razem, kiedy myślałam o nas, przychodziłam na naszą pamiętną ławkę. Obserwowałam ocean, słuchałam szumu wzburzonej wody, wdychałam wilgotne powietrze i wtedy dopiero moje wspomnienia o nas były kompletne.
          Przyszłam tu i dziś. Dzisiaj wypada rocznica naszego poznania. Oglądam zachód słońca, nucąc pod nosem nieznaną nawet mi melodię. 
          Chwytam chwilę. 
         Niebo ma wspaniałe barwy. Wyobrażam sobie, jak Alex pociąga pędzlem i maluje ten widok na płótnie. Jak wykorzystuje dużą ilość pomarańczowej farby, żeby potem użyć nutki różu. Potem dodaje kolor niebieski. Niebo nabiera odcieni. Sięga po czarną farbę. Zaznacza delikatnie granicę dnia i nocy. Słońce przebija się przez otulone pudrowym różem chmury. To byłby piękny obraz.
        – Zawsze tu przychodziłaś, kiedy byłaś smutna – słyszę znajomy głos za sobą.
        Odwracam się. Widok Alexa zapiera mi dech w piersiach. Tak dawno się nie widzieliśmy. Patrzę w milczeniu na niego, zanim odpowiadam.
        – A teraz ty tu przeszedłeś.
        – Stąd widok na ocean jest najpiękniejszy.
        Uśmiecham się i kiwam głową, odwracając wzrok na bezkresne wody.
        – Dzisiaj nasz dzień – mówię.
      – Wiem – słyszę w jego głosie rozbawienie. – Wciąż pamiętam, jak kiepsko wyglądałaś wśród tylu pijanych ludzi.
        – Dzięki – śmieję się pod nosem.
     – Dlatego cię zauważyłem. Nikt, oprócz ciebie, nie siedział przy barze i nie pił piątego piwa z rzędu.
      – No wiesz, nie często umierała mi matka.
      – Rozumiem – ogarnia go smutek, ale znika po chwili. –Też wtedy nie miałem ochoty na zabawę.
      – Więc dlaczego tam byłeś? – pytam.
      – No wiesz, nie często rozwodzili mi się rodzice.
   – No tak, racja, przepraszam – odchrząkuję. – Wiesz, nie wiedziałam, co mam robić, kiedy podszedłeś. Myślałam, że jesteś jednym z tych pijanych ludzi z parkietu.
      – Dzięki – teraz to on się śmieje.
      – Też nie wyglądałeś najlepiej.
   – Chyba ta marność nas do siebie zbliżyła - mówi, a ja uśmiecham się, ponieważ te słowa przywodzą wiele wspomnień.
   Patrzymy na siebie, jakbyśmy oboje wspominali. Zauważam na jego twarzy zmęczenie. Nie komentuję, że wygląda podobnie jak tego pamiętnego dnia. Martwi mnie jego skrywany smutek.
      – Jak studia? – pyta. 
     Widzę, że naprawdę jest ciekawy. Bardzo mnie to raduje.
      – Ukończyłam psychologię. Śmieszne, prawda?
      Jego oczy błyszczą w świetle latarni. Widzę w nich iskierki rozbawienia.
      – Czyli w porządku?
    – W porządku – odpowiadam. Nie chce mówić, że kiedy wyjechał i przestał się odzywać, było lepiej. Na wspomnienie o ostatnim wspólnym dniu postanawiam powiedzieć:
    – Wiesz... Wtedy po naszej ostatniej rozmowie, kiedy dałam ci list pożegnalny, rozmawiałam z babcią. Naprawdę długo. 
     – Naprawdę? - ożywia się.
    – Tak, to była bardzo emocjonalna rozmowa, ale w końcu wiele sobie wyjaśniłyśmy. Wiesz, że od kiedy postanowiłam wyrzucić rzeczy mamy, przestała się do mnie odzywać? Dlatego właśnie nie pojechałyśmy na wycieczkę. Bardzo mnie to bolało i nawet byłam na nią zła. "Dlaczego mnie nie rozumie" myślałam wtedy. Powinna mnie rozumieć, przecież byłam Jej córką. 
     Alex kiwa głową bez słowa. Wzrusza mnie to, że słucha uważnie. Tak jak dawniej.
     – A potem przypomniałam sobie, że przecież babcia była Jej matką. Spędziła z Nią więcej czasu. I doszłam do wniosku, że to babcia powinna mieć prawo decydować. Nawet bardziej niż ja. 
   Przestaję mówić na chwilę. Uczucia, które odczuwałam podczas rozmowy z babcią, znów pojawiają się w moim wnętrzu.
     Alex milczy, ale wiem że czeka. Dziękuję mu w duchu za to, że znów jest i mnie słucha.
     Kiedy jestem w stanie, mówię dalej.
   – Płakałam przy tej rozmowie. Powiedziałam jej o tobie. O tym, że przyjechałeś. I o tym, że chciałeś mnie zabrać ze sobą. Wiesz co powiedziała? "Jedź". Tak po prostu powiedziała, żebym jechała, bo ona sobie poradzi. Ale ja czułam wyrzuty sumienia i nie chciałam jej zostawiać, bo to tak, jakbym uciekała.
      – Pojechałaby z nami – odzywa się w końcu, patrząc na swoje dłonie.
      – I miałyśmy zostawić wszystko? Zostawić pusty dom? I tak już było w nim pusto bez mamy.
      – Dlaczego wtedy mi o tym nie powiedziałaś? Zanim znowu wyjechałem?
   Jego głos jest pełen żalu. Odzywa się we mnie poczucie winy. Znowu. Bo kiedy pojechał, odczuwałam je cały czas.
     – Bo podjęłam decyzję. A decyzja raz podjęta...
     –...nie może być cofnięta, no tak – uśmiecha się i opuszcza głowę. - Jak zwykle uparta.
   Zauważam na jego palcu pierścionek zaręczynowy. Nie komentuję tego spostrzeżenia. Nie ma takiej konieczności. Nie chce znów nic psuć.
     Ale kiedy obraca go w dłoniach, jakby się nad czymś zastanawiał, nie wytrzymuję.
     – Kochasz ją? – pytam.
   Nic nie mówi. Milczy. Wciąż bawi się obrączką, jakby to ona była powodem jego niepewności. Brak odpowiedzi interpretuję jednoznacznie.
    – Więc dlaczego to zrobiłeś?
   Mija chwila, zanim odpowiada. Tak jakby zbierał się w sobie, aby to z siebie wyrzucić.
   – A co miałem zrobić? Też musiałem zacząć na nowo. Nie mogłem ciągle czekać.
   Jego słowa mnie szokują.
   – Więc chcesz ją zranić?
   – Nie chcę.
   – Więc dlaczego to robisz? - pytam. - Zamiast poczekać i znaleźć kogoś, kogo pokochasz?
   – Poczekać? Czekałem już wystarczająco długo – czuję po jego głosie, jak wzbiera w nim gniew.
   – Więc zamiast tego wolisz ożenić się z kobietą, której nie kochasz?
   – Ty nic nie rozumiesz! – Podnosi się, czerwienieje po twarzy. Zaciska dłonie w pięściach. Rzadko widziałam go w takim stanie.
    Ja też się podnoszę. Jak to możliwe, że czas rozłąki sprawił, że przestaliśmy siebie rozumieć.
    – Więc mi wyjaśnij! – Nie panuję nad swoim głosem.
    Żałuję, że ciągnęłam rozmowę na ten temat, teraz jednak nie mogę tego cofnąć.
    I wtedy dzieje się coś, co mnie zaskakuje.
  Zirytowany do granic możliwości Alex zbliża się do mnie. Jego wzrok mnie hipnotyzuje. Nie potrafię się ruszyć. Całuje mnie, a ja jestem zbyt oniemiała, żeby jakkolwiek zareagować. Pocałunek jest nagły, czuję jak jego usta napierają na moje. Zauważam tak wielką rozpacz w tym geście, że chce mi się płakać.
    W pierwszej chwili poddaje mu się, bo bardzo długo na to czekałam, ale z drugiej strony...
     – Nie... - odpycham go.   – Nie możesz!
   Wpatrujemy się w swoje twarze w ciszy, całkiem oszołomieni, zupełnie jakby żadne z nas nie rozumiało, co się właśnie stało.
    – Lena... - wzdycha. Próbuję znaleźć w jego gestach znak, że żałuje tego, co zrobił. Ale nic nie dostrzegam.
     – Nie możesz, Alex. Nie...
     – To nie ma sensu. Bez ciebie nie ma - ściąga z palca obrączkę i wyrzuca ją we wzburzoną wodę.
Moje nogi chcą gnać za wyrzuconym pierścionkiem, ratować sytuację, ale ja stoję w miejscu i patrzę na Alexa.
     
 Dlaczego to zrobiłeś?
    – Nie mogę udawać, że wszystko jest dobrze. Bo nie jest. - Nasze emocje powoli opadają. Jego głos łagodnieje. –Masz rację, nie chce jej zranić. To jest jedyne słuszne wyjście.
     Czuję jak po moim policzku spływa łza. Nerwy odebrały mi mój spokój wytrenowany przez lata.
     – Znów wszystko zepsułam.   – Wiatr porywa moje włosy w powietrze. Ocieram łzę nerwowym ruchem.
      – Nieprawda, to moja wina. To ja wszystko zepsułem.
     Uspakajam się. Oddycham spokojnie.
     – Jesteśmy prawdziwymi zepsutymi ludźmi.
     – Racja – podnosi swoją głowę i zauważam na jego twarzy pełen smutku uśmiech.
     Wrócił mój Alex.
    Nie chcę się już denerwować, nie chcę, żebyśmy sprawiali sobie przykrość. Chcę żeby było tak, jak dawniej.
     Siadam na ławce, kręcąc głową.
     – Więc co zamierzasz zrobić? – pytam.
     – Odejść. Nie chce ciągnąć czegoś, co nie ma przyszłości.
     – Może dla niej ma.
     – Na pewno nie ze mną.
     – Nie mów tak...
    Alex siada po drugiej stronie ławki i wzdycha ciężko.
   – Ty chyba ciągle mnie nie rozumiesz. - Opiera łokcie o kolana i zakrywa głowę dłońmi. - Albo udajesz, że nie rozumiesz.
   Kiedy milczę, podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Kilka lat temu na jednym z naszych ostatnich spotkań nie dałam mu okazji, żeby powiedział te kilka ważnych słów. Teraz jednak nie mówię nic i czekam.
     – Kocham cię, Lena.
     Kiedy to słyszę, moim ciałem wzdryga dreszcz tak, jakby te trzy słowa wtargnęły pod moją skórę wraz z chłodem wieczoru. Chociaż czekałam na te słowa bardzo długo, sytuacja w jakiej się znaleźliśmy, nie daje cieszyć mi się nimi w pełni. I choć bardzo chcę odpowiedzieć tym samym, nie mogę. Jeszcze nie teraz.
     Alex chyba na to czeka, bo kiedy milczę, zauważam na tego twarzy zawód.
     – Kocham cię... - mówi do oceanu, ale i ono nie odpowiada.
     – Alex, póki tego nie rozwiążesz, nie możemy...
    – Wiem – przerywa mi szorstkim głosem. Jestem świadoma tego, że drażni go sytuacja, w jakiej się znalazł.
     – Powiedz mi jeszcze, czy to...
      – Tak, to ona.
    Marlene. Choć nie wypowiada jej imienia, odbija się ono echem w moim umyśle. Choć nie zdążyłam jej poznać, wiem że nie chciałabym jej zranić. 
     Siedzimy w ciszy. Nie komentuję tego. Nie chcę nic mówić. Ciemna noc spowija nasze sylwetki. Zimny wiatr ochładza nasze emocje i zaczerwienione twarze. Chciałabym móc siąść zaraz obok Alexa, wtulić się w jego ciało, które jakby schudło z dnia na dzień. Złapać go za jego pewne ręce, które ogrzałyby moje wiecznie zmarznięte dłonie. Porównać jego zmęczone oczy, z tymi pięknymi oczami, które kiedyś wielokrotnie widywałam.
    Siedzimy jednak, każdy na jednym skraju ławki. Niewidzialna ściana między nami przecina nasze, wyrobione przez lata, porozumienie. 
     Wstaję.
     – Miło cię było znów zobaczyć – mówię w stronę swoich butów, bo nie jestem w stanie podnieść wzroku.
    – To nie jest pożegnanie, prawda? – rosnący niepokój w jego głosie i na jego twarzy łamie mi serce.
      –  Tylko wtedy, kiedy poukładasz swoje życie, tak jakbyś tego chciał - odpowiadam.

     Nasze pierwsze od lat spotkanie zmieniło tak wiele.

POPRZEDNIE< >NASTĘPNE

You Might Also Like

0 komentarze

Ostatnio dodane:

.

Facebook

@bookprisoner