Gwiazdy w oceanie #5
14:05
Stół.
My dwoje.
I cisza.
Siedzimy naprzeciw siebie. Milczenie kłębi się nad naszymi głowami jak
szare chmury. Chcę odgonić je ręką, ale wiem że to nic nie da. Wiem, że tylko
słowa je odgonią.
Patrzę na Alexa, kiedy wykręca palce, niespokojnie trzęsie nogą, kiedy
czerwieni się po twarzy. Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Nie
chciałam, żeby między nami wytworzyła się jakakolwiek niezręczność. Tak bardzo
mnie ona boli. Jego cisza mnie drażni. Każde niewypowiedziane słowo unosi się w
powietrzu, ale nie dociera do mnie - rozpływa się bezpowrotnie. To wszystko
przez ten ocean.
To on wszystko zniszczył.
Tracę nadzieję.
– Byłaś na wycieczce z babuszką?
– słyszę niepewny głos.
Podnoszę wzrok.
Jego niespokojne dłonie splatają się przy zamkniętych ustach, jakby nie
chciał dać ujścia słowom. Jakby łapał je w dłonie i nie wypuszczał.
– Nie – odpowiadam jedynie.
Nie chcę mówić wiele. Nie chcę mówić za dużo. Chcę, żeby pytał, żeby
był ciekawy. Chcę, żeby do mnie mówił wciąż i wciąż.
Bo kiedy pojechał, nie słyszałam jego głosu wcale.
Alex jednak nie pyta.
Może mój głos był zbyt oschły, zbyt smutny. Ale ja chcę, żeby mnie
zrozumiał. Bo zawsze rozumiał, więc dlaczego nie teraz?
Podnoszę się z krzesła. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Jego obecność
mnie cieszy, ale i martwi.
– Wyjedź ze mną – słyszę.
Wstrzymuję oddech. W mojej głowie tworzy się mętlik. Przełykam ślinę.
Kręcę głową.
– Nie mogę, Alex.
Widzę, że krzywi się na twarzy. Odwraca głowę i chowa oczy wypełnione
zawodem. Widzę, jak się napina.
– Co z Marlene? – pytam.
– Już mówiłem. Z nami koniec. Nie przejmuj się tym. – Nie patrzy mi w
oczy. Wstydzi się? Kłamie?
Siadam z powrotem. Splatam ręce na stole. Ja nie chowam słów w
dłoniach. Nie mam tajemnic.
Chcę, żeby on też ich nie miał. Chcę, żeby przestał zakrywać usta.
Żebym mogła zobaczyć jego twarz. Przypomnieć sobie jego rysy.
Podaję mu swoją dłoń, a kiedy jej dotyka, splatam jego dłonie w swoje.
Patrzę na niego uważnie. Próbuję znaleźć zmiany, które zaszły na jego twarzy.
Widzę ranę od golenia na policzku, napięte mięśnie twarzy, oczy które wciąż
mają tę głębię. Widzę zmartwienie, tęsknotę, ale i rozdrażnienie.
– To przeze mnie? – pytam. – Przeze mnie nie jest już z tobą?
W jego oczach jest coś, co kłuje mnie w serce.
A ta cisza między nami, otaczająca nas, jak wstęga pokryta cierniami,
jest bardziej wymowna niż słowa, które mógłby powiedzieć, ale nie wypowiada.
Dostrzegam jego drobne gesty, które pokazują że chce coś powiedzieć,
ale nie może. Poruszające się usta, które nie wypuszczają żadnego słowa.
Oddech, który grzęźnie gdzieś w płucach. Palce, które nerwowo drgają w moich
dłoniach.
– Alex... – wzdycham. – Wiesz, że nie lubię kłamstwa.
– Tak – wyrzuca z siebie, jakby te słowa właśnie go dławiły. Opuszcza
ramiona, już nie jest tak napięty. Tak jakby to jedno zwykłe słowo go
blokowało.
A ja słysząc to słowo, najpierw się cieszę. A potem czuję ogromny
wstyd. Jak mogłam ucieszyć się z czyjegoś nieszczęścia?
Alex gładzi moją dłoń kciukiem, a ja patrzę na to zahipnotyzowana. Bo
wiem jak bardzo za tym tęskniłam, ale coś wciąż nie pozwala mi się tym cieszyć
w pełni.
– Wiesz przecież, że nie mogę...
– wypowiadam te słowa, choć nie chcę ich mówić.
Gdybym tylko mogła, pojechałabym za nim wszędzie. Ale nie chcę rzucać
wszystkiego dla niego. Jeszcze nie teraz...
– Możesz... tylko że ty nie chcesz. To idealny moment – ożywia się.
Orientuję się, że prawdopodobnie długo o tym myślał. – Wyjedziesz ze mną,
zaczniesz studia. Pomogę ci. Razem...
– Alex... – przerywam mu. Nie chcę, żeby dalej
mówił. Nie chcę, żeby mnie przekonywał, bo nie musi. Bo ja chcę. - Nie mogę tak
po prostu wyjechać. Kiedy mama odeszła... Nie mogę opuścić babci, rozumiesz? Po
prostu nie mogę...
Puszczam jego ręce i kładę je na udach. Widzę, że ten gest go rani.
Cofa swoje ręce. Znów wytwarza się między nami bariera.
– Ona zrozumie...
Wzdycham. Spuszczam wzrok. Nie potrafię na niego patrzeć.
Wstaję bez słowa. Podnoszę rękę na znak, żeby poczekał. Wspinam się po
schodach, a w duszy karcę siebie. Każdy kolejny schodek jest coraz cięższy do
pokonania.
Wracam z listem w ręku.
– Widzisz to? – podaję mu kartkę z wypisanymi
słowami. – Chciałam ci to dzisiaj wysłać.
Obserwuję, jak śledzi wzrokiem każde kolejne słowo. Wiem, w którym
momencie trafia na pożegnanie. Widzę to po jego mimice. Moje słowa go załamują.
W jego oczach widzę, jak się poddaje.
Jestem zła.
Nie chciałam tego.
Ale musiałam.
Czekam na jego słowa, kiedy kończy czytać. Nie patrzy na mnie, kiedy
mówi:
– Wierzę, że ta decyzja jest dla
ciebie dobra.
Wstaje, więc i ja wstaję. Chcę powiedzieć "zostań", ale nie
umiem. Więc śledzę go wzrokiem, jak się odwraca i kieruje do wyjścia. Idę za
nim jak cień.
Jestem okropna.
– Alex... – mówię. Głos mi się
załamuje, ale trzymam się mocno. Wstrzymuję oddech i gryzę się w policzek. Tak
mocno, że czuję na języku posmak krwi.
Odwraca się w moją stronę i ten ostatni raz patrzy mi w oczy.
Odchodzi.
Ale ja widzę to w jego oczach. Wróci.
Wierzę w to, że wróci.
0 komentarze