Gwiazdy w oceanie #4

13:58



    Ciągle miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem jednak co, ale każdy kolejny napływający list potęgował to uczucie. A kiedy przestałem do niej pisać, czułem okropne wyrzuty sumienia. I choć wmawiałem sobie, że robiłem dla siebie przerwę i próbowałem poradzić sobie z własnymi uczuciami... To wcale mi nie pomagało, było jeszcze gorzej. Przejrzałem na oczy dopiero, kiedy wsiadałem do samolotu, targając za sobą dwie walizki. Zrozumiałem wtedy, że może i pojechałem w świat, ale nie zabrałem swojego świata ze sobą.


       Bałem się tego spotkania jak cholera. Bałem się, że coś pójdzie nie tak. Że ja coś zepsuję. Więc kiedy stanąłem pod jej drzwiami, czekałem pięć minut, zanim w ogóle podniosłem rękę do dzwonka. Serce waliło mi w piersi, jakbym chwilę temu przebiegł maraton. Dałbym sobie głowę uciąć, że Lena to usłyszała. I że słyszy to nadal, kiedy stoję przed nią i oboje patrzymy teraz na siebie jak na zjawy.
        – Lena?
        – Alex?
        – Hej. – Patrzę na nią spod swojego kaptura jak skulony psiak. Czekam, aż pozwoli mi wejść.
        Lena tkwi jednak w przejściu z ręką na framudze tak, jakby mój widok zmienił ją w posąg. Choć ma spięte włosy, pojedyncze kosmyki okalają jej twarz. Widzę w tym coś delikatnego i wtedy stwierdzam, że tęskniłem za tymi włosami. I za ciemnymi oczami, które przywodzą na myśl kasztany. Zdejmuję kaptur, a to ją ożywia. Mruga, nie ukrywając zaskoczenia.
        – Przyjechałeś... – oznajmia. Brzmi to tak, jakby wciąż nie wierzyła, że stoję przed nią tu i teraz. Oboje chyba w to nie wierzymy.
       Porusza się niespokojnie, ale wciąż tworzy dla mnie blokadę. Chciałbym wejść do środka, ale nie mogę.
        Rozwieram ręce.
       I kiedy już mam wrażenie, że się nie ruszy, podchodzi do mnie i widzę jak drga, jakby nie tylko jej oczy płakały, ale cała twarz. Jakby nie tylko twarz, ale całe ciało. Widzę jej trzęsący się podbródek, kiedy mnie przytula, przymknięte oczy, jakby nie chciała dać łzom ujścia, zaróżowione policzki i gęsią skórkę na rękach.
      Przytulam ją, a ona odwzajemnia uścisk i dopiero wtedy zauważam, jak bardzo jest drobna. I wtedy moje wrażenie się potwierdza, że coś było nie tak. Że TO faktycznie wraca, a ja pojawiłem się tu w porę, żeby TO zatrzymać.
    – Tak jest. Przyjechałem. –  Opieram podbródek na czubku jej głowy i wciągam zapach lawendowego szamponu.
      Tkwimy tak przez chwilę zupełnie bez ruchu, jakbyśmy wciąż nie mogli uwierzyć, że oboje mamy tu teraz siebie. Może Lena myśli, że to sen, a ja zniknę wraz z zamknięciem powiek. Że ulotnię się tak jak poprzednim razem? Czuję to w jej kurczowym uścisku i nieregularnym oddechu.
       – Komu oddałeś nasze gwiazdy –  odchyla się – żeby tu przyjechać?
       Na jej ustach wykwita uśmiech, ale jest w nim wiele zmartwień.
       Kiedy milczę, uwalnia się z uścisku i nawet ten drobny uśmiech znika. Boli mnie to bardzo, więc szybko naprawiam swój błąd.
      – Marlene je przyjęła – odpowiadam i łapię ją za ręce, wciąż tak drobne i wciąż tak pasujące.
    Przygląda mi się uważnie i nie odwzajemnia uścisku dłoni. Widzę jej zmieszanie. Widzę jej poczucie winy. Widzę napływające zażenowanie.
     – Nie jesteśmy już razem – dodaję i odchylam jej dłonie. Widzę stare blizny na nadgarstkach. Gładzę je kciukiem i upewniam się, że nie ma nowych. I wtedy wzdycham z ulgą.
      Lena wyrywa się, zaciskając dłoń na swoim nadgarstku. Cofa się o krok, a jej oczy uciekają od mojego wzroku.
       – Nie powinieneś przyjeżdżać. Marlene zasługuje na ciebie. Nie ja.
       Zaskoczony, nie wiem co powiedzieć.
     – Lena! Oboje z Marlene stwierdziliśmy, że to nie ma sensu – staram się mówić spokojnie, ale wiem, że nie daję rady. – Nie byłem na to gotowy.
       Widzę w jej postawie rosnące rozdrażnienie. Jest w tym dużo słabości i zawodu.
       Zakrywa dłonią twarz i odwraca się do mnie bokiem.
     –  To z mojej winy... Jaka ja jestem głupia! Wszystko zepsułam! Alex, wracaj do siebie. Nie powinnam ci tego wszystkiego pisać. W ogóle nie powinnam ci odpisywać – widzę, że przymierza się do zamknięcia drzwi. Przytrzymuję je ręką i czuję buzującą krew w żyłach. Jestem jednocześnie zirytowany, ale okropnie się boję.
       – Proszę, Lena... – mówię jedynie, bo już nie mam siły.
      Coś w moim wyrazie twarzy ją przekonuje, bo ociera oczy od piekących łez i mija chwila, zanim pozwala mi wejść.
       – Przepraszam... – mówi cicho, a ja wchodzę i zamykam za sobą drzwi.
       Rozglądam się, ale nie zauważam nikogo więcej.
       – Jest babuszka? – pytam, zdejmując kurtkę.
       Lena kręci głową w milczeniu.
       – Przepraszam, Alex... – mówi łamiącym się głosem.
       A ja podchodzę do niej i znów ją przytulam, bo od dawna za tym tęskniłem.
       –  Alex...
      Stoimy w milczeniu, a ja kołyszę nas w przód i tył jak fale na morzu kołyszą łódkę. Lena jest dla mnie taką łódką daleką od brzegu - bez żagla, bez kotwicy czy bez wioseł. Może polegać jedynie na falach, które albo ją zniszczą, albo doprowadzą do brzegu. Chciałbym być dla niej jak ta jedna szczególna fala, która jej pomoże.
    Trzymam ją kurczowo, jakby miała zaraz zniknąć. Słyszę szum wiatru zza okien. Czuję chłód, który dostaje się przez rękawy, zapach lawendy i ciepło bijące od jej ciała. Czuję nasze łomoczące serca.
     I wtedy dopiero czuję, że jest tak, jak być powinno.
     Właściwie.

You Might Also Like

0 komentarze

Ostatnio dodane:

.

Facebook

@bookprisoner