Sam razy trzy #1

06:16


      Początek naszej znajomości był bardzo burzliwy. Właściwie... nie lubiliśmy siebie nawzajem. Każdy z nas tolerował drugiego, ale się do niego nie odzywał. Nie miałam zamiaru tego zmieniać.
       Sam był cichy i nieufny. Nigdy nie odpowiadał „dziękuję", kiedy ktoś pożyczał mu długopis na lekcji. Jego niebieskie oczy śledziły każdego, a spojrzenie było oceniające i wrogie. Bałam się przechodzić obok niego. Miałam ciarki na plecach, kiedy go mijałam!
     W klasowych dyskusjach jedynie słuchał, nigdy nie przyłączał się do rozmowy, chociaż wielokrotnie widziałam po jego twarzy, że ma coś do powiedzenia. Trząsł wtedy nogą jakby zniecierpliwiony i zirytowany, że przecież może, a jednak nie może się odezwać. Często odgarniał swoje blond włosy z czoła, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji, bo też ile można? Był jak szara myszka pod miotłą. Przyjmował postać białej pustej kartki, niezapisanej cechami charakteru. Nikt z nim nie rozmawiał, nikt o nim nic nie wiedział. Próbował się wtopić w wiele papierowych postaci, z tą różnicą, że on był pustą kartką, a biel biła od niego bardziej niż od innych. Więc choć starał się nie wyróżniać, swoim wycofaniem właśnie to robił.
       Ale kiedy nastawała lekcja wychowania fizycznego, Sam stawał się kimś zupełnie innym. Wtedy jego włosy nie wpadały mu już do oczu, wzrok już nie był tak wrogi i nieufny, a plecy - tak zgarbione. Kiedy wchodził na boisko, zachodziła w nim zmiana. Dałabym sobie rękę uciąć, że miał brata bliźniaka.
      Z tego właśnie powodu wiele dziewczyn się w nim podkochiwało, chociaż nosił miano dziwaka. Był tajemniczy, skryty, co sprawiało że chciało się go poznać, a jednocześnie omijać szerokim łukiem. Taki właśnie był Sam.
      Pewnego dnia podeszłam do niego, bo miałam go już naprawdę dość. Spytałam wtedy:
         — Który Sam to ten prawdziwy?
        Na początku mnie nie zrozumiał. Oparł ręce na biodrach, wciąż jeszcze ośmielony po meczu w piłkę. Kiedy jednak milczałam, wpatrując się w niego uporczywie, jego postawa pewnego siebie Sama gasła. Ramiona opadły, ręce splótł na piersi, a włosy znów zaczęły go drażnić.
        — Nie rozumiem...
       — To proste. Który z dwóch Samów jest prawdziwym tobą?
     Palce bębniły w jego przedramię, jakby wystukując jakąś znaną tylko jemu melodię. Pomyślałam sobie wtedy, że to był bardzo głupi pomysł z mojej strony. Może już zawsze będzie na mnie patrzył wilkiem, a mną będą wzdrygać ciarki do końca szkoły. Chyba że wcześniej umrę na padaczkę.
      — Żaden — odpowiedział po dłuższej chwili, w której zastanawiałam się czy jeszcze zostać czy już się wycofać.
      — Teraz ja nie rozumiem. — Zacisnęłam dłonie w pięściach, a paznokcie wbijały mi się boleśnie w skórę. Nie wiedziałam, co mnie w nim tak drażniło i dlaczego tak bardzo spędzał mi sen z powiek. Och, jak on mnie denerwował!
         — Żaden z nas nie jest prawdziwy — odwrócił się do mnie plecami, pochylając się i zasuwając sportową torbę.
    — Któryś z nich musi być tobą — uparłam się. Nie wyjdę stąd, póki nie dostanę sensownej odpowiedzi, tak sobie wtedy postanowiłam. Czułam jak moje policzki płoną. Ale nie zamierzałam się poddać.
      — A może jest jeszcze trzeci Sam.
      Założył torbę na ramię i wyminął mnie, nawet nie zaszczycając mnie wzrokiem.
    Od tej pory uważnie mu się przyglądałam, poszukując w jego zachowaniu i gestach tego trzeciego. Jednak jedynymi osobistościami, które się pokazywały w jego ciele były Sam — cicha myszka i Sam — król piłki. Czasami zdarzało mi się wracać okrężną drogą do domu, żeby tylko móc za nim podążać.
    Wtedy właśnie zorientowałam się, że mieszkamy jedną przecznicę od siebie. A on wraca do domu za każdym razem inną trasą, tak jakby wracanie ze szkoły tą samą ścieżką było zbyt nudne.
    Chodziłam tak więc za nim, poznając uliczki, którymi nigdy nie chodziłam. Czasami mnie przerażały, innym razem zdumiewały.
    Raz przeszliśmy przez mały park, w którym szumiały drzewa, a ławki były puste i obdarte. Nie było nikogo. Kiedy tak przystanęłam, przysłuchując się świergotaniu ptaków, poczułam stuknięcie w ramię. Podskoczyłam jak oparzona i krzyknęłam, strasząc w tej sposób nie tylko wszystkie ptaki, ale i Sama, który stał naprzeciw mnie.
       — Chyba nie uda mi się ciebie zgubić - powiedział, znów odgarniając te swoje włosy. — Znowu.
     — Nie śledziłam cię! — pisnęłam, co oczywiście potwierdziło to, czemu chciałam zaprzeczyć.
       — Więc czemu ciągle za mną chodzisz? — burknął i wyminąwszy mnie, ruszył dalej.
       Odwróciłam się w stronę jego odchodzącej postaci.
     — Mieszkamy niedaleko siebie, to chyba oczywiste, że będziemy wracać tą samą drogą — odpowiedziałam zgryźliwie i zaczęłam iść za nim.
     Raz za razem zerkałam na tył jego głowy. Łapałam się wtedy za swoje fikuśne kolczyki, które sama robiłam. Bo patrzenie na Sama, kiedy szedł przede mną w jakiś sposób mnie peszył. Widziałam, jak jego blond włosy falowały na wietrze, jak zamaszyście machał rękami, jakby chciał odpędzić mnie i każdego wokół. Widziałam też jak szedł, utykając na jedną nogę. Ale ja wiedziałam, że to jego styl chodzenia. Tyle razy próbowałam znaleźć w nim trzeciego Sama, że nauczyłam się już, jacy są dwaj pozostali.
     Ścisnęłam dłonie w pięściach. Nie odzywałam się, ale szłam za nim jak cień, bo wiedziałam, że tylko tak mogłam wrócić do domu. Do mojej twarzy zaczęła napływać szybciej krew. Zaczerwieniłam się.
     Nie wiedziałam, jak długo szliśmy w zupełnej ciszy. Do mojego domu było coraz bliżej, a ja nie miałam odwagi powiedzieć coś więcej. Czułam się jak zbesztany piesek, który mimo wszystko idzie za swoim panem.
      Musiałam wyglądać dziwnie, kiedy szłam tak trzy kroki za Samem - nie więcej, nie mniej. Pani Lukrecja oglądała się za mną, kiedy mijała mnie, trzymając w obu dłoniach siatki sowicie zapakowane zakupami. Nie uraczyła mnie żadnym słowem powitania.
      Byliśmy już trzydzieści kroków do skrzyżowania, gdzie mieliśmy się rozstać, kiedy Sam odwrócił się i popatrzył na mnie. A zaraz potem zaczął się śmiać. Śmiał się tak, jakby delikatne piórka łaskotały go z każdej strony. Tak, że nie potrafił złapać oddechu, a ja bałam się, że musiałabym go ratować na środku ulicy. Kiedy przestał, znów popatrzył na mnie, a potem odparł:
       — Jesteś czerwona jak burak!
        I tyle, poszedł w swoją stronę.
      Od tego czasu już zawsze wracaliśmy do domu razem. Czasami w zupełnej ciszy, a kiedy indziej rzucając jakieś ulotne komentarze. Ja towarzyszyłam Samowi, ponieważ chciałam poznać jego trzecie wcielenie. Sam towarzyszył mi, bo... właściwie nie miał nic przeciwko. Nie rozmawialiśmy jednak ze sobą prawdziwie. Byliśmy jak małe kociaki, które dopiero się poznają i czają na siebie nawzajem.
     Z każdym jednak kolejnym wspólnym powrotem poznawałam go coraz lepiej. Po pierwsze, Sam wita się ze swoim sąsiadem za każdym razem, kiedy ten wychodzi z domu po gazetę. Po drugie, Sam nosi w kieszeni obdarty telefon z klapką i często sprawdza, czy aby na pewno się tam znajduje. Po trzecie, nosi plecak na jedno ramię jedynie w szkole, wracając zawsze zakłada go również na drugie. Po czwarte, zdarza mu się nuci ć jakąś melodię w rytm kolejnych kroków. Czasem go w tym naśladuję. A potem peszę się, kiedy on przestaje, bo ja zaczęłam. 

      Zawsze myślałam, że Sam jest wiecznie smutny bądź znudzony. Ale kiedy tak z nim wracałam do domu, doszłam do wniosku, że on po prostu taki jest. 

       Sam jest po prostu neutralny dla świata.


POPRZEDNIE< >NASTĘPNE

You Might Also Like

0 komentarze

Ostatnio dodane:

.

Facebook

@bookprisoner